Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od p. Artura. Przy niej była panna Władysława, która nie wiedziała, czy ją ma boleć głowa, czy też ma się jej ściskać serce, i trzymała ręce symetrycznie złożone u talii.
Na mocy sercowej swojej afekcyi, panna Róża była także smętną dnia tego i nie robiła złośliwych uwag, a nawet, gdy p. Artur opowiadał o czynach wojennych i o zakrwawionych szkarpetkach pana Łagoszewskiego, uśmiech jej był połowiczny i miał jakiś zakrój bolesny.
— Wielki Boże! — westchnęła nakoniec — tchórze uciekają z pola bitwy i żyją potem spokojnie, a waleczni i dzielni, uszedłszy kulom wrogów, nie są bezpieczni od swoich!
— Co pani chcesz przez to powiedzieć? — zapytał pan Artur, udając niezmierne zdziwienie. Tu panna Róża wstała, zbliżyła się do niego, wzięła jego mężną prawicę w swoje drobne, białe dłonie, i drżącym od wzruszenia głosem rzekła:
— Pan taki zimny, taki spokojny, a wkrótce... Wielki Boże! — I łzy popłynęły z jej pięknych piwnych oczu. Panna Władysława nie miała tu już innego wyboru, więc i jej także popłynęły łzy z oczu, które nie były ani piwne, ani niebieskie.
— Pani mię zadziwiasz!
— Ach, daremnie pan chcesz utaić przedemną swoje postanowienia! Wiem niestety o wszystkiem! Nasłano mordercę, prostego rozbójnika, by ci odebrał życie! (Wielka eksplozya płaczu ze strony panny Róży i panny Władysławy).
— Czy podobna? — zawołał Artur — czyby p. Wincenty?.... Takie rzeczy nie powinno się przecież mówić damom, dość jest przecież czasu, gdy już po wszystkiem, i gdy potrzeba pomyśleć o pogrzebie!
Głośne łkanie napełniło zielony salon, tak, że nawet żelazny książę Artur nie mógł się oprzeć rozrzewnieniu, i gdy panna Róża wyjękła:
— Pan jesteś nielitościwym! — on zawołał w uniesieniu:
— Pani jesteś aniołem! — i bez wszelkiego przygotowania, wbrew dotychczasowej nieśmiałości, mimo obecności nawet panny Władysławy, jakoś mu to tak samo przez się przyszło, że się zsunął z fotelu na kulana i gorącemi poca-