Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zły pan masz gust, panie Kołdunowicz — rzekł książę — doskonałe szparagi!
Czy p. Bogdan domyślił się, jak dalece to twierdzenie księcia było złośliwem, czyli też tak oczywista nieprawda odjęła mu wszelki respekt dla arystokracyi, dość, że z kolei i on stał się złośliwym, i spoglądając z ukosa na p. Kacprowskiego, rzekł zimno i grzecznie:
— O, panie hrabio, dom Kacprowskich zawsze słynął z kuchni!
Naturalnie, że p. Kacprowska „wzięła“ — i zemdlała, i że wszyscy zerwali się, ażeby ją trzeźwić, co im się po części udało. Następnie p. Meliton i panna Melania wyprowadzili tę czcigodną matronę przez bilardową salę i niebieski salon na balkon, dla orzeźwienia jej świeżem powietrzem. Obiad był przerwany, panna Róża, panna Władysława i p. Wincenty zostali z gośćmi, a gdy po chwili p. Meliton wrócił, zastał p. Artura w żywej rozmowie z panną Różą — o niedogodności, jaką sprawiają zbyt draźliwe nerwy, o różnych rodzajach zemdlenia, i o różnych ku temu sposobnościach, w szczególności zaś o tych, które książę A. C. miał już w swojem życiu, i które były bardzo tentujące. Raz n. p. kuzyn jego, Krzysio Radziwiłł, ugodzony kulą w bitwie z Moskalami, umierał w jego objęciach; drugi raz znowu zamek jego stał w płomieniach. Moskale pastwili się nad mieszkańcami, on spieszył z odsieczą na czele swego oddziału, wpadł między zgliszcza i gruzy, i — o nieba! nie znalazł tam ani matki, ani siostry. Był wprawdzie bliskim zemdlenia, ale nie zemdlał, — zresztą byłoby to było wcale niepotrzebnem, albowiem, jak się później dowiedział, matka jego, księżna, i księżniczka, jego siostra, wyjechały były do Warszawy i Moskale nie zastali ich w zamku. Panna Róża podziwiała w cichości wszystko, co słyszała, i znajdowała, że książę jest bardzo a bardzo „dobrze“, ale oczywiście nie dała mu tego poznać żadnym wykrzykiem uwielbienia, ani jakąkolwiek inną, najlżejszą oznaką — nie tak, jak pani Szeliszczyńska albo panna Celina, które nie taiły się nigdy ze swojem podziwieniem dla „pana majora“.