Przejdź do zawartości

Strona:Wieś opuszczona.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Może póydzie do Miasta?.... i cóż tam znachodzi?....
Zbytki, lecz których iemu dzielić się nie godzi;
O tysiącach sztuk różnych żeby się dowiedzieć,
Jak dogodzić rozpustom, ród ludzki przerzedzić?
Zeby widział, co wiedzą roskosznicy sami,
Ze każdy zbytek bliźnich okupuią łzami?
Tutay gdy dworak szatą połyskuie złotą,
Siedzi blady kunsztownik nad zmudną robotą;
Tutay zdrayca swym blaskiem przepychu zachwyca,
A tam przy samey drodze straszy szubienica;
Tu do przybytku zabaw o północney porze,
Pośpiesza każdy w świetnym odziany ubiorze.
Huczą w ulicach szumney wspaniałości wrzaski,
Tam się iskrzą pochodnie, a tu grzmią kolaski:
Pewno w takich pozorach nie widać boleści,
W nich pewno szczera radość bez przerwy się mieści;
Czyż tak mniemasz w istocie?.... zwróć oko niestety,
Do tey biedney pod murem zdrętwiałey kobiety.
Ach! ona może niegdyś pośrzód wieyskich wygód,
Łzy roniła słuchaiąc niewinności przygód;
Jey skromne oko mogło bydź ozdobą chatki,
Jak Fiiołek pod cierniem ukrywa swe kwiatki.
Teraz sama bez cnoty i bez przyiaciela,
Leży u drzwi na progu swego zwodziciela,
Wzdrygaiąc się na zimno i przenikłe deszcze,
Owę nieszczęsną chwilę oplakuie ieszcze,
Gdy zwiedziona do miasta łudzącym pozorem,
Rozstała się z kądzielą i z wieyskim ubiorem.

Wsi ukochana! Twoie także plemie hoże,
Twóy ród piękny, podobne męki znosi może,