Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 282 —

to był podstęp tylko tego niecnoty, i że chciał mię obedrzéć, jednak jako prawdziwy Anglik, unikając straty czasu, już miałem mu dać gwineę, gdy w tém nadszedł pan Jarvie ubrany w wielkie bóty, zimowy surdut i ogromny płaszcz, jakby się do Syberyi wybiérał. Dwóch kupczyków za przewodnictwem Mattie prowadziło opasłego stępaka, który miał zaszczyt dźwigać burmistrza miasta Glasgowa. Nim się wgramolił na siodło (wyrażenie, którego właściwiéj użyć mogę, jak użył Spenser, opisując błędnych rycerzy), zapytał o powód sporu między mną i moim służącym; a dowiedziawszy się o wszystkiém, położył koniec sprzéczce, oświadczając, że jeśli Fairservice nie zwróci natychmiast szkapy na trzech nogach, a nie przyprowadzi drugiéj na cztérech, pójdzie do więzienia i połowę zasług swoich utraci. — Pan Osbaldyston, — dodał surowy sędzia, — umówił ciebie razem z twoim koniem, — dwoje bydląt, — rozumiesz mię hultaju! Ale poczekaj, — przez całą drogę będę cię miał na oku.
— Nie wielebyś pan zyskał, — odpowiedział Andrzéj, — skazując mię na pieniężną karę; bo nie mam ani grosza przy duszy, — byłoby to jedno, co chciéć ściągnąć z górala pantalony, których od urodzenia nie nosi.
— Jeżeli nie workiem, to skórą odpowiesz, niecnoto! ale bądź pewny, że ci to bezkarnie nie ujdzie.
Rad nie rad, musiał pan Fairservice spełnić rozkaz, i odszedł mrucząc pod nosem, — że nie masz większego nieszczęścia, jak służyć razem dwóm panom.
Widać, że nie doznał wielkiéj trudności w oddaniu Souple-Tama, a odzyskaniu swego Bucefała; wrócił bowiem za kilka minut, i nie dopominał się o pieniądze, które miał na przemianie utracić.
Ruszyliśmy więc w drogę; ale nim dojechaliśmy końca ulicy, usłyszeliśmy za sobą głośne wołanie, — czekaj, cze-