paliła gniéw mój do tego stopnia, że śmierć tylko jego lub moja, walkę naszą zakończyć mogła. Jakoż o mało nie padłem ofiarą. W chwili gdym się posunął naprzód, chcąc zadać raz stanowczy przeciwnikowi memu, noga mi się poślizgnęła; korzystał z tego Rashleigh, i uderzył na mnie z taką gwałtownością, że gdy ostrze szpady któréj nie mogłem odbić dość silnie, zraniło mi lekko bok lewy, rękojeść jéj trąciła mię w pierś tak mocno, iż rozumiałem żem odebrał cios śmiertelny. Pałając zemstą, porwałem lewą, ręką szpadę Rashleigha, a prawą już go przebić miałem, gdy ktoś trzeci rzucił się między nas, i zawołał silnym głosem:
— Jakto! synowie tych, których jedna pierś karmiła, tak zawzięcie chcą sobie wydrzéć życie! — Na duszę ojca mego przysięgam, że ten, który pierwszy rękę podniesie, zginie z mojéj natychmiast.
Spojrzałem zadziwiony na mówiącego; był to Campbell. Jakby dla nadania większéj mocy pośrednictwu swemu, wywijał ogromną szablą ponad głową swoją; a widząc, że oba stojemy w milczeniu, rzekł daléj:
— Czyliż mniemasz panie Frank, że kredyt ojca twego zyska co na tém, gdy poderżniesz gardło stryjecznemu bratu, albo sam padniesz na placu glasgowskiéj szkoły? A ty panie Rashleigh czy możesz się spodziewać, że ludzie rozsądni zechcą powierzyć życie swoje i majątki człowiekowi, który nie pomnąc na poruczony sobie ważny cel polityczny, rozpoczyna kłótnie i bitwy jakby pijak jaki? — Tylko proszę, — nie spoglądaj na mnie zyzem i nie marszcz czoła. — Jeżeli cię gniéwają moje słowa, to przypomnij sobie, że się bez ciebie obejść możemy.
— Korzystasz pan z mego obecnego położenia, — odpowiedział Rashleigh, — inaczéj nie śmiałbyś mieszać się do sprawy, która honor mój obchodzi.
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/263
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 257 —