Strona:Walki w obronie granic 1-9 września.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I oto padają pierwsze strzały, Polacy zorientowali się w położeniu. Nasze karabiny maszynowe odpowiadają... Podczas tej walki Polacy zrywają most tuż przed dworcem. Towarzyszy temu gwałtowna detonacja, od której trzaskają szyby w oknach. Pociąg podjeżdża do jeszcze niezniszczonej części mostu, aby zdobyć swobodne pole dla obstrzału z ciężkich karabinów maszynowych i dział. Oddział obsadzający, złożony z 20 ludzi, pozostaje sam na dworcu. W pociągu są już pierwsze straty przy przednim dziale, wywołane odłamkami nieprzyjacielskich granatów. Mimo to działo owo kilkoma celnymi strzałami tłumi nieprzyjacielski ogień, wychodzący z leżącej tuż po lewej stronie dworca wieży wodociągowej.
Tymczasem walka na dworcu staje się coraz zawziętsza. Widocznie nastąpiło polskie przeciwuderzenie. Przeciwnik strzela z karabinów maszynowych, dział polowych i przeciwpancernych. W tych warunkach nie pozostaje nic innego, jak załadowanie wysadzonych oddziałów. Próba wysłania łącznika na dworzec, aby odwołać oddział, nie udaje się — łącznik zostaje zabity.
Pociąg zmuszony jest po raz trzeci przejechać ponad przejazdem, który może być lada chwila wysadzony w powietrze. Już widzimy polski oddział minerski przy robocie, lecz nasze karabiny maszynowe rozpraszają go. Możność przejechania zapewniona. Na dworcu wzywamy wysadzony oddział do pociągu za pomocą sygnałów dawanych gwizdkiem lokomotywy. Oddział ten pędzi ku nam wśród polskiego ognia. Z chwilą kiedy polscy jeńcy, służba kolejowa, zostają także zmuszeni do wsiadania, ogień ustaje. Strzelając, zajeżdża pociąg ponownie przed miasto, przejeżdżając po raz czwarty przez most, przy czym niszczy granatami ręcznymi