Rzecze pan:
— Azali jeszcze knujesz zemstę?
— Knuję zemstę.
— Oto ci mówię miłościwe słowo. Zważ je w sumieniu, mocno ujmij rozumem. Z włostów odwiecznych idziesz rodu, jako i ja. Aleś upadł z ręki mojej i zwalon jesteś na wieki. Nie będziesz już nigdy księciem na Tyńcu, nad Wisłą białą i nad szumiącymi lasami. Czy mię rozumiesz?
Odpowie więzień:
— Nie.
— Czemuż nie rozumiesz sprawy tak oczywistej?
— Jakże, będąc włostem z krwi pradziadów, mogę zarazem włostem nie być?
— Dlatego nim nie jesteś, że ja jestem tobą.
— Czymże ja się stałem, jeśli ty jesteś mną?
— Jesteś niczem, ponieważ jesteś w kajdanach.
— Czyli się tylko nie mylisz?
— Nie mylę się. Któżby mógł koniądza zabić bez kary? Nikt. Ja zaś mógłbym cię zabić bez kary, a tejże chwili mógłbym rozkazać trupa twojego wywlec za
Strona:Walgierz Aryman Godzina (Żeromski).djvu/057
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.