Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

towarzysza osiągnąć chciała; ulgi w cierpieniu, pożywienia, przyjemności wreszcie.
Trzeba przyznać, że chociaż od rana nic nie miała w ustach, o sobie nie myślała wcale w tej chwili, czuła tylko, że się nogi pod nią uginają, że wszystkie pulsa uderzają gwałtownie, że wargi spieczone pali pragnienie. Zapewne miała gorączkę, ale nie wiedziała co znaczy gorączka, więc nie mogła zdać sobie sprawy z własnego stanu.
Zresztą nie miała na to czasu; biegła teraz za jakąś pięknie ubraną panią, która prowadziła kilkoletnią dziewczynkę za rękę, a miała umieszczone kieszenie po bokach długiego paltota. Gdy przechodziła koło ślepego żebraka, zatrzymała się, wyjęła z kieszeni portmonetkę, włożyła w rękę dziewczynce miedziany pieniądz, a ta rzuciła mu go w miseczkę.
Maryś zauważyła wówczas, że w portmonetce było nietylko dużo drobnych pieniędzy, ale i różnokolorowe papierki. Widziała także, iż portmonetka była na samym wierzchu kieszeni.
Kieszeń ta wywierała na Marysię wpływ magnesu.
Jeden róg portmonetki w stal okuty błyszczał nęcąco wychylając się po za brzeg kieszeni; dziewczyna utkwiła w niego pożądliwie oczy i szła jakby oczarowana, a serce jej biło tak