Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko dla mnie — ciągnęła dalej Augusta — było nowością straszną, niepojętą zagadką, o której znaczenie nie miałam kogo zapytać. W tym stanie rozstroju serca i umysłu, spotkałam człowieka, który został moim mężem i pokochałam go, uwiedziona zręcznem słowem, kłamanem westchnieniem, nie pytając komu oddaję przyszłość i życie całe. Posiadał on wszyszkie powierzchowne i złudne przymioty, które dziecko olśnić mogły. Żona opiekuna koniecznie chciała mnie się pozbyć z domu, mąż jej miał inne może wyrachowania, dość że w kilka miesięcy zaledwie po poznaniu naszem wyszłam za mąż i wyjechałam z mężem do Warszawy.
Tutaj zaczyna się smutna powieść, stara jak świat a zawsze nowa, a niemniej bolesna dla tych, co ją odcierpieć muszą, historya omylonego serca. Większa część kobiet, które się spotyka idące ze łzami czy śmiechem krwawą drogą życia, przeszły podobną próbę, a miarą ich męki była miara siły i wytrwania uczucia. Ja byłam osamotniona, bez wsparcia i opieki, rzucona w wir brudnego świata jak istota spadła z księżyca, obca dla wszystkich i dla samej siebie. Mąż nie zajmował się mną wcale, raz posiadłszy mój majątek na cóż potrzebną mu byłam? Powoli stał się gościem we własnym domu; opiekun, którego widywałam czasami, ostrzegał mnie, że traci majątek i że dnie i noce spędza na grze. Cóż miałam odpowiedzieć mu na to, co poradzić, wychowana w zbytkach i dostatku, nie pojmowałam jasno warunków życia; ruina, nędza, były to dla mnie słowa bez wyraźnego znaczenia, znałam