Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

je tylko z nazwiska. Mąż mój robił co chciał, oprzeć mu się nie umiałam, podpisywałam weksle jego, nie czytając ich nawet. Obok serdecznego zawodu nie starczyło mi myśli ani bólu na pojęcie innych cierpień.
Tak przeminęło lat kilka, których opisywać nie będę, gdy zajaśniała mi przecie w życiu pierwsza pociecha, Bóg zesłał mi dziecię. Ukochałam je całą siłą zbolałego serca, ale ten promień szczęścia trwał krótko bardzo.
Wówczas to spadł na mnie niespodziewany grom prawdziwego cierpienia; dnia jednego mąż mój, ścigany przez wierzycieli, wyjechał bez pożegnania, dokąd — nie wiem. Nie widziałam go więcej. Dłużnicy zabrali mi wszystko i zostałam się sama, wobec nędzy i sieroctwa, sama z dzieckiem u piersi.
I tu zatrzymała się chwilę pogrążona we wspomnieniach, w obrazach przeminionych już a łzawych jeszcze.
— Przebacz mi pani — szepnąłem, biorąc jej rękę zimną i drżącą — czyż mogłem odgadnąć jak bolesną była przeszłość twoja.
— Nie mam panu co przebaczyć — odparła wstrząsając głową zwyczajnym sobie ruchem, pełnym energii i wdzięku, — nie powinniśmy się cofać przed goryczą wspomnienia tak samo, jak i przed przewidywaniem boleści; na dnie goryczy każdej leży przestroga, wiedza i hart ducha.
Wówczas poznałam najstraszniejsze męki, widziałam chorobę i nędzę istoty bezsilnej, którą kochałam. Brak pracy i fizycznych sił do pracy, płacz