Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Janek — dzielny z ciebie człowiek! podaj mi twą rękę, niech ją uścisnę.
Ale Franc zamiast podać jedną rękę Jankowi, roztworzył szeroko ramiona, w które gdy się rozrzewniony Janek rzucił, stary huzar o mało go nie udusił, tak go ściskał, tak całował. Popłakali się obydwa.
— Franc kocha mala Polaka — mówił huzar ocierając łzy, bardzo kocha taka dzielna chłopaka. Franc już za żadna pieniądza nie wróci do Niemców, Franc nie jest Niemiec — ja sem jestem Slowak! Niech Niemcy propadną! Franc nie opuści teraz mala Polaka, będzie jego sluga wierna, jak pies. Franc ma w trzosie trzy tysiąca reńskich i odda to mala Polaka, szeby używał. Tak, ja kochać mala Polaka.
I znowu się bił potężnie w piersi i ruszał groźnie wielkimi wąsiskami, a Janek ściskał go i całował.
Puścili się nakoniec naprzód, ominęli wojska i na tyłach spotkali się z pułkiem szaserów, który niedawno rozbił huzarów węgierskich. Dzielni żołnierze stali w wyciągniętym froncie, obryzgani krwią, zmęczeni, osypani pyłem i błotem, ale z postawą tak dzielną, tak waleczną, że aż dusza rosła patrząc na nich. Przed frontem, na świetnym karym koniu stał książę Józef otoczony błyszczącym od srebra sztabem i przemawiał coś do wiarusów. Donośnemu, czystemu jak dźwięk srebra jego gło-