Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koszną woń żywicy i świeżości. Janek chciał pogadać z Cyngą, chciał dowiedzieć się od niego, dlaczego go zatrzymano i co myslą z nim zrobić, ale że koło nich kręcili się ciągle starsi cyganie, więc nie mógł. Cynga też szedł milczący, nucąc pod nosem jakąś dziką piosenkę cygańską.
Wkońcu przecież, gdy wyjechali na szerszą i równiejszą drogę, tak że na chwilę Janek znalazł się sam ze swym towarzyszem, przysunął się do niego i rzekł:
— Powiedz mi Cynga, co wy myślicie ze mną zrobić?
Cynga nic nie odpowiedział, tylko spojrzał jak to mówią z podełba i nieznacznie obrzucił swym bystrym wzrokiem starych cyganów i odległość wozu, a przekonawszy się, że go nikt usłyszeć nie może, szepnął:
— Słuchaj ty młody paniczu, Cynga cię kocha, Cynga ma takie serce, że kocha wszystkich, co mają takie oczy jak twoje... więc Cynga ostrzega młodego panicza, ażeby nic nie gadał, o nic nie pytał, bo tu wszyscy, nawet sam Romno, nawet stara Mokryna ma na niego zwrócone oczy...
— Któż to jest stara Mokryna?
— Tss... — syknął Cynga i wyszczerzając zęby niby się śmiejąc, szepnął — ona siedzi na wozie i patrzy na nas.
Potem odwrócił głowę od Janka i począł po dawnemu nucić swą smutną, dziką i monotonną