Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zastaliśmy tu już obozujących dwóch turystów, Niemców z przewodnikiem spiskim, z którymi zapoznaliśmy się zaraz i miło wieczór spędzili. Cudzoziemcy nie przybywają w Tatry tak przygotowani i zaopatrzeni w wszelkie potrzeby podróżne w tych górach, jak my Polacy, przyzwyczajeni do wycieczek dłuższych w najdziksze zakątki Tatr, musieliśmy się tedy z niemi dzielić tém, na czem im zbywało, co wpływa na zbliżenie się większe ludzi takich, których po raz pierwszy, a może i ostatni widzi się w tem życiu.
Schronisko Majlatha nad Popradzkim Stawem zbudowane przez Towarzystwo węgierskie Karpackie, składa się z dwóch izb sienią przedzielonych, i wielkiej na przodzie domu werandy. Nie brak tu stołów, ławek, nawet znaleźliśmy posłanie z pewnej ilości gałązek świerkowych naciętych drobno. Sień służy za kuchnią, tu jest bowiem komin z otworem do gotowania.
Na czystym firmamencie zajaśniał księżyc i oświecił malowniczo powierzchnią jeziora. Wytworzył się ztąd fantastyczny obraz którego niepodobna prozą tak opisać, jakby należało. Naokoło piętrzące się czarne urwiska, gdyby zaczarowane zaniki, rzucały cień na jezioro, którego wód powierzchnia połyskiwała oczkami poruszanych wiatrem fali; spokój w naturze uzupełniał z dala gdzieś dolatujący szum wodospadu. Brakowało tylko muzyki lub śpiewu, aby chwilę w warunkach prawdziwie romantycznych spędzone, tem silniej w pamięci się wyryły. Duch ludzki poetycznie nastrojony potrzebuje wyjawienia swych wrażeń: szukano pieśni, któraby odpowiadała obecnej chwili. Jeden z niemców zaczął śpiewać aryją znaną jednemu z naszego grona (Dr. Ch.), obaj tedy, obdarzeni głosem miłym, spotęgowali jeszcze urok cudownej nocy, przebytej nad jeziorem Popradzkiem.
Nie chciało nam się zabierać do snu, bo tak urocze chwile nie często się zdarzają w życiu ludzkiém, ale zakres dalszej wycieczki nie pozwalał nam na przedłużanie do późna w noc uczty duchowej, gdy o świcie znowu mieliśmy wyruszyć w podniebne wyżyny. Niema to, jak wycieczka bez programu; przy takiej można tylko puszczać wodze fantazyi. Mnie ciągnęła nad Morskie Oko bardzo ważna sprawa. Na drugi dzień (tj. d. 16 sierpnia) naznaczoną była komisyja polska i węgierska dla zbadania sporu granicznego politycznego, w tej Tatr okolicy. Najprostszą tam spieszyłem drogą, i jak najrychlej pragnąłem tam stanąć. Trzeba było