Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wspomnienie z pośród turni tatrzańskich.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pożegnać się z księżycem i uroczemi wrażeniami, a wyciągnąć się na cetynie do spoczynku.
Tymczasem obłoki od strony Żelaznych Wrót się wysunęły i szczytów gór się uczepiły. Zerwał się mocny wiatr, żeśmy się z mniejszym żalem do izby przenieśli, a nawet dobrze zatarasować musieli, gdyż wiatr zamieniał się na coraz gwałtowniejszy wicher i dął chwilami, jak huragan. Zdawało się nieraz, jakoby schronisko miał porwać. Nie wróżyło to nadal pogody.
Obudziwszy się nad ranem, spostrzegłem, że aneroide jeszcze bardzej opadł; wychodzę na werandę i widzę niebo zachmurzone a nawet spostrzegam coś nakształt drobniutkiego deszczu. Zrobiło się nam wszystkim na sercu nie bardzo przyjemnie, a zwłaszcza dwom z moich towarzyszów, którzy wymarzyli sobie na dziś wyprawę na Wysoką. Musieli zamiary swe zredukować do wspólnego ze mnę marszu nad Morskie Oko. Turyści niemieccy pozostali jeszcze dla śniadania w schronisku, gdyśmy o wpół do 6 godz. puścili się w górę, w obranym kierunku ku Mięguszowieckiej przełęczy.
Chociaż deszcz rzęsił, i turnie tonęły w mgle, nie traciliśmy nadziei pogody, budując ją na doświadczeniu, że ranny deszcz nie bywa trwałym. Postępując środkiem doliny, pomiędzy drzewami, natrafiliśmy na widowisko oburzające każdego lubownika przyrody. Po dolinie Mięguszowieckiej rozlegał się odgłos siekier i łomot spadających drzew najosobliwszych, tj. limb. W całych Tatrach nie było takiej ilości i jakości owych ślicznych cedrów syberyjskich, które się tu limbami nazywają, jak w dolinie Mięguszowieckiej. Z radością je oglądałem, ile razy zdarzało mi się przechodzić tą uroczą doliną, a teraz patrzyłem na zniszczenie jej chluby. Czytałem później w gazecie spiskiej „Zipser Bote“ Nr 42. r. 1883 jakby własne słowa, ubolewające nad wycięciem limb w dolinie stawu Popradzkiego, gdzie je tam „dumą Tatr“ nazwano.
Widziałem, co mnie niezmiernie irrytowało, jak limby stare i młode rąbano bez żadnej uwagi, gdyby najpospolitsze drzewo na opał.
Minęliśmy obraz smutnej, węgierskiej gospodarki w lasach tatrzańskich, w ciągłem oczekiwaniu pogody, gdy tymczasem zamiast niej, poczuliśmy na sobie coraz wyraźniejsze skutki opadów atmosferycznych. Wypadło się schronić do koleby Hinczowej,