Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

warzystwo zaś moje, przełęczą oddzielone, na szczycie Małołączniaka czyniło obserwacje. Mając już wracać, zawiódł mnie Sieczka w stronę Rzędów, pokazał dwa stawki w głębi doliny u stóp Tomanowéj od Węgier, poczem ruszyliśmy do swoich, gdzie znowu zdejmowałem rysunek całéj głównéj grupy Tatr od południa. Zaledwo zdążyłem widok ów nakreślić, z obłoczków wcale przedtem nieznacznych utworzyła się warstwa mgły, która powiększając się równolegle do poziomu, jakby strychulcem zakrywała szczyty od wierzchu, począwszy od najwyższych, schodząc do coraz niższych. Dobrze można było widzieć, rzeczywistą wysokość szczytów. Wyłączając perspektywiczne złudzenie oczów ludzkich, po kolei chowały się w mgle wierchy coraz niższe. Szczyt Gierlacha tonął już we mgle, gdy jeszcze wszystkie inne czysto się rysowały na tle nieba.

Nie było już tu co dłużéj robić, przed 3 godziną rozpoczęliśmy odwrót do domu, lecz zupełnie inną drogą. Przed sobą ujrzeliśmy, jakby mrówki coś żyjącego dążącego ku nam na Małołączniaka z Kopy Kondrackiéj; za pomocą lornetki rozróżniliśmy dobrze osoby, dwóch z nich było moich znajomych, jak się pokazało przy spotkaniu X. Ig. z Litwy i p. Gl. Lecz zdziwiło mnie spotkanie ich tu o tak późnym już czasie; opowiedzieli mi, że z Zakopanego idąc przez Kuźnice na Kondratową w celu wyjścia tędy na Czerwone Wierchy utknęli w oberży i wino spijali kilka godzin. Przewodnik ich zwany Tadziokiem, istny gawron, rad, że mu wina dawano, nie naglił do drogi nieświadomych wycieczek po Tatrach, i przez to późno zdążywszy na