Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Różnemi drogami wychodziłem już na Czerwone Wierchy, nieznana mi jeszcze była jedna, zachwalana dla krótkości, przez Przysłop i dla jéj poznania w r. 1869. wybrałem się w gronie kilku osób na rzeczone wierchy. Za przewodnika mając Macieja Sieczkę, przy pięknéj pogodzie, wyruszyliśmy 22 lipca o 6 godz. rano w drogę.
Idzie się na zachód od Zakopanego, minąwszy szereg domostw, wiedzie droga wśród wonnych łąk pełnych różnobarwnego kwiecia, poczem nastaje kawałek lasu, kilka małych potoczków przerzyna równinę a w pół godziny przybywa się na brzeg doliny, któréj środkiem z łoskotem toczy się potok, niewiedzieć dla czego Cichą zwany. Droga jedna wiedzie daléj w las ku Kościeliskom, myśmy zaś skręcili ścieżką w dolinę ujście Małéj Łąki. Chłód owiał nas z jéj wnętrza, co na nas mile oddziałało, po dotychczasowéj przechadzce wśród skwaru słońca.
Drożyna wije się koło potoku przez las, czasem po spadzistych głazach, napotykaliśmy ślady jezdnéj niegdyś drogi tu i owdzie; pognite belki z dawnych mostków zdradzały istnienie niegdyś ludzkiéj komunikacji. Opuściliśmy w krótce potok, zboczywszy na zachód w las w górę na Przysłop, na polanę Miętusią. Stawaliśmy często dla odetchnienia, bo zbocze było strome, w tem doleciały nas wesołe okrzyki, a po chwili ujrzeliśmy dziewczęta biegnące żwawo z żętycą w dzbankach, niesioną dla gości w Zakopanem. Z dziwieniem nas powitały; jedna z nich była Hannusia córka Janikowéj gospodyni, cośmy u niéj mieszkali, napoiła nas żętycą dla nas niesioną, i popędziła za drugiemi do domu.