Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a za niemi całe prawie Podhale aż po Beskidy, które się malowniczo rysowały na tle nieba. Nie dał nam się nigdzie zatrzymywać przewodnik, radząc rozpatrywanie odłożyć do powrotu, bo czas naglił, gdy przed sobą mieliśmy jeszcze daleką i przykrą drogę. Minęliśmy zbocze żwirowe Kopy Królowéj, następnie Kopę Magóry, zdążając po ślicznéj murawie przez halę Królową zwaną od jéj wtaściciela, włościanina Króla. Przed nami roztworzył się świat alpejski z całą potęgą górskiéj przyrody: od południa piętrzył się główny grzbiet Tatr, nagi, dziki, straszny rozmiarami i przepaściami; śnieg urozmaicał blaskiem swéj białości sine barwy skał i urągał ciepłu, które nam pot wyciskało.
Od wschodu rozpoczynał szereg turni poszczerbiony grzbiet rozłożystéj Wielkiéj Koszystéj (7,047’) rozdzielonéj Krzyżnem (6,846’) od Turni Buczynowych, za niemi następują Granaty (7,101’), Czarne Ściany lub Kozi Wierch (7,316’), Zmarzła Turnia, a od zachodu kończył się grzbiet Świnnicą (7,395’) królującą swoim towarzyszom. Kształt jéj podobny do piramidy, ostro ścięta turnia od północy i zachodu nie daje ani marzyć o przystępie na szczyt. Wśród skał zdala widać usypiska lejkowate, potworzone z pokruszonych kamieni. W nich z topniejących śniegów i deszczów powstały stawy, jakich pośród siebie dużo liczą Tatry. U stop Świnnicy mieszczą się Stawy Gąsienicowe, nazwane od Gąsieniców, właścicieli doliny, a gospodarzy z Zakopanego.
Z hali Królowéj ścieżką nadół, pośród kosodrzewiny i złomów granitu, zeszliśmy na dolinę Gąsienicową, gdzie