Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zważywszy tedy na ważność roli, jaką odgrywa w Tatrach pogoda, nic dziwnego, że się zwykło śledzić z gorliwością, każdy objaw wróżący zmianę powietrza. Jeżeli leje deszcz, słota nam dokucza, szukamy dzielenia się chmur na grupy, przemiany jednostajnego stropu na bałwanki; badamy, czy mgła opada, czyli się podnosi w górę, czy góry odchylają czoła swe a nie stopy, czy wiatr z przeciwnéj strony nie wieje i t. p. coby nam pogodę przepowiedzieć mogło. Gdy znów trwa czas piękny, obawiając się zmiany, wpatrujemy się, czy obłoczki, jakby pajęczyna nie rozwłóczą się po niebie, czy góry, lasy, doliny nie dymią się, czy szczytów chmury się nie czepiają, dopytujemy się górali, czy trawa po wierchach nie ślizga, czy salamandry z nór swoich nie wychodzą, zapowiedzi to bowiem słoty, a zwłaszcza, gdy w czasie pogody powstanie silny wiatr, który zawsze na pewne słotę zwiastuje. Czasem jednak to wszystko zawodzi, wszelkie rachuby mylą. W ogólności powiedzieć można, że słota rano poczęta, rychło przemija, zaś ta, co popołudniu lub wieczorem zawita, lubi trwać dłużej.
Nie nad całemi jednak Tatrami zwykł panować ten sam stan powietrza; często na południowych ich stokach pogoda stała, gdy na północnych słota i odwrotnie, co ma przyczynę w budowie Tatr. Rozpatrzywszy się bowiem w rzeźbie tego pasma gór, pokazuje się, że Tatry tworzą jeden główny grzbiet wijący się z zachodu na wschód w całéj swéj rozciągłości bez żadnéj przerwy, a od niego dopiero na południe i północ rozchodzą się poboczne grzbiety, zamykające pośród siebie różnéj długości doliny. Dla wózka nigdzie przez Tatry przejazdu nie ma, a do przejścia naj-