Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ołowianym całunem zasklepi. Jak silnie na człowieka oddziaływa w górach pogoda, mógł się każdy przekonać ile przyczynia się na uwydatnienie wdzięków przyrody słońce, gdy pod ich wpływem umysł ciągniony dąży na szczyty, szuka pokarmu dla swojéj duszy, gdy mu go nie da życie na równinach wśród murów miasta, gdy go nie ukołysze, nie nastroi do wzniesienia się nad sferę powszednich kłopotów. Kto zaś szuka wrażeń silniejszych, niźli mu ich dostarczyć może wesoła w pogodę przyroda, czyj umysł łaknie przygód, wzruszeń, znajdzie je także pod chmurnem niebem Tatr naszych. Nie chcę tu mówić o owéj nudnéj szkaradnéj słocie, co to zakrywszy wszystko naokoło, zmienia świat w krainę wilgoci, gdy mgła nieprzejrzysta, szara zawiśnie nad ziemią, gdy słychać tylko plusk deszczu, w takim stanie, gdyby długo potrwał, mógłby strętwieć najweselszy umysł.
Lecz kiedy burza zahuczy ponad turniami, grom obleci odgłosem przepaście, doliny, gdy strop nieba utworzy z ziemią jednę nieprzerwaną ścianę z ulewnych promieni, gdy wierchy ciemną, jakby grobową przywdzieją szatę, dreszcz przejdzie ciało, jeźliś nie pod dachem, jeźli nie czujesz koło siebie ludzi! Owe cudne, przedtem do siebie nęcące Tatry tak straszną wtedy przybierają postać, jakby miały tworzyć wstęp do piekła. Rozhukane żywioły potęgują dzikość górskiéj przyrody, zda ona się grozić zgubą istocie, coby się ośmieliła w takiéj porze jéj wdzięki podpatrywać, jéj mowę podsłuchiwać. Drzewa z korzeniami ściele pod stopy wicher; strumyk, co przedtem zaledwie umiał szemrać, teraz z trzaskiem, szumem toczy kamienie, którychby człowiek poruszyć nie zdołał. Biada wtedy w gó-