Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdzieś kolebka, w której się jego dzieci wykołysały. Począł jej szukać; była gdzieś w pożyczce, a po odebraniu pokazało się, że nie miała boków wyciętych w linije zdobne, bo skoro się pierwszy raz w jego małżeństwie potrzeba kołyski zdarzyła, tak to jakoś nagle i niespodziewanie przypadło, że zaledwie miał czas z prosta ją wyrobić, a potem się o zdobieniu zapomniało, teraz gdy gościom tym sprzętem wypadło usłużyć, nie mógł gazda przenieść na sobie ordynarnego kształtu kołyski, zabrał się zaraz z największą gorliwością do powycinania prostych krawędzi desek, i dopiero na użytek gości ją oddał.
To też w góralskiej chacie, stołki z plecami ciekawie powycinanemi, tak samo stoły, szafki, pułki, belki u powały żłobione, wszędzie chętka zdobienia, coby się daleko więcej rozwinęło, gdyby ich w szkołach uczono rysunku.
Obchodzenie się wzajemne pośród rodzeństwa jak i z sąsiadami jest w Tatrach ujmujące, rodziców względem dzieci nawet pieszczotliwe, coby kazało wnosić o istnieniu prawdziwego uczucia miłości, mimo to rozczarować się przychodzi, studyjując objawy wręcz temu przypuszczeniu przeciwne. Żal po stracie ojca, matki, brata, siostry, męża lub żony prawie nie sięga po za mury cmentarza. Jeszcze, jak mię ksiądz proboszcz Stolarczyk zapewniał, najprędzej dostrzedz można ślady prawdziwego żalu u rodziców po stracie dziecka. Małżeństwo u górali jest tylko interesem; usiłowałem na różne sposoby zbadać u tego ludu z innych względów poetycznego, chociaż iskrę uczucia miłości bezinteresownej i nigdy ani śladu tego nie udało mi się odszukać. Owszem przekonałem się, że ta interesowność zagłusza w nich nawet wszelkie pojęcie pię-