Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

(2983’). Odtąd wspaniały widok na cały łańcuch Tatr zajmował ciągle naszą uwagę. Karczma tutejsza przy drodze do Morskiego Oka, dawniéj tak uczęszczana, dziś przerażającą świeci pustką, jakby po rabunku. Drzwi i okna powydzierane, dach podziurawiony, żadnego śladu nie ma żywéj istoty. Opowiadano mi, że żyd, co tę karczmę dzierżawił, do takiéj nędzy przyszedł, że ledwie żyw od głodu z dziećmi ztąd się wywlókł.
Od karczmy na Głodówkę, to jest do punktu, gdzie jest najwyższe wzniesienie (3654’) drogi przez Bukowinę do Morskiego Oka, szliśmy pieszo ciągle pod górę lasem, aby koniom ulżyć ciężaru. O godzinie wpół do 5 usiedliśmy w cieniu pod drzewem na murawie, zkąd widoku na góry nic nie zasłania. Trzeba dobréj znajomości Tatr, aby się w téj masie szczytów od Murania po Osobitą nie zgubić i umieć każdy z nich nazwać właściwie. Objechałem Tatry naokoło i przekonałem się, że znikąd się one wspanialéj nie przedstawiają w całéj swéj rozciągłości, jak właśnie z tego tu wzgórza Bukowińskiego. Jestto zdanie nietylko moje, lecz wielu lubownikow Tatr. Wala znalazł się w swoim żywiole, czubek najmniejszy nam oznaczał dokładnie i trzeba mu przyznać, że Tatry zna. Długie już lata przebiegając je jako strzelec za kozami, jako przewodnik z podróżnymi, nauczył się ich nazw. Nadewszystko podziwienia godna jest u niego miłość do Tatr, że chociaż dziś stary, różną biedą stérany, skoro się znajdzie wśród owéj dzikiéj a wspaniałéj przyrody górskiéj, z osobami, co czują piękność i majestat gór, dusza się jego rozognia, sił mu dodaje i zda się, że go odmładza. Nieraz mi to przychodzi na myśl, czy to już Tatry z Walą stracą swego