Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lecz przewodnik wystawił nam to za rzecz niepodobną z przyczyny braku jakiegokolwiek zachyłku. Bardziéj się Szymkowi podobało leżenie na murawie przy chlebie, mięsie i misce mleka, następnie nocleg w szopie na sianie, niż spanie pod drzewem przy ogniu, o oszczędzenie czasu i nóg naszych na właściwy cel wycieczki nie troszczył się wcale. Nie znając położenia okolicy, mimowoli przystałem na radę górala jak się pokazało, samolubnego, témbardziéj, gdy moim towarzyszom nie chodziło o to wcale, bo mieli tuż zaraz przy Gałejdówce Murania, wierch słynny u przyrodników z bogactwa roślin alpejskich, puścili się zaraz na naukowy połów. Zmrok ich przywiódł na polanę zadowolnionych z zebranych okazów; lecz spotykanie się tam częste ze żmijami na Muraniu, jak opowiadali, nie można do przyjemności zaliczać.
Noc była pogodna i dość ciepła, przespaliśmy ją jako tako na szopie w sianie, lecz nad ranem zerwał się silny wicher, co źle pozwalało wróżyć o pogodzie. Zamiar wyruszenia w dalszą drogę przed świtem nie powiódł się, bo nim się ze śniadaniem, z podziałem żywności i tém i owem uporaliśmy, zeszło blisko do 6 godziny. Wnet w ruch wprawiliśmy nasze wszystkie mięśnie, bo nas Szymek powiódł zaraz z Gałejdówki przez potok na zachodnią stronę doliny. Po wierzchołkach sterczących zwody głazów bardzo zręcznie trzeba się było pomykać, aby się nie skąpać, bo potok Jaworowy duży i płynie kilkoma odnogami,
Dolina Jaworowa od Gałejdówki w górę jeszcze przeszło milę jest długa, dzika lecz wcale nie zajmująca; zachodnią jéj stronę tworzą stopy Szerokiéj Jaworzyńskiéj, góry wapiennéj, o kształtach niemalowniczych, porosłéj trawnikiem,