Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spotkanie i serdecznie powitał. Porozumienie było łatwe, bo Słowaka Polak bez trudu zrozumie.
Okolica tutejsza jest własnością barona Pongratza. Przez lato wielka ilość bydła dworskiego pasie się na pastwiskach wokoło Zakamienistego, polana zaś daje siano, które właśnie skoszone stało w kopach. Ludzie obojga płci zajęci sianokosem przy wielkiéj wesołości wieczerzali. Widok siana kazał nam się spodziewać milszego noclegu niż w szałasie pod Gierlachem, a gdyśmy usiadłszy przy szałasie mlekiem wyborném suto pragnienie i apetyt zaspokoili, wrócił wszystkim humor. Pojadając chlebem, każdy z nas wypił po trzy kwarty mleka słodkiego; przewodnicy nasi woleli kwaśne, więc się niém do syta raczyli. Słowak silnie zbudowany, szczery, z żoną przystojną kobietą i ładnemi dzieciakami bawił nas rozmową, wypytywaniem co się dzieje w świecie, bo dla nich goście z dalszych okolic bardzo pożądani. Wśród tak miłego spoczynku koło szałasu przybył do nas z zaproszeniem na nocleg jakiś już inteligencyą zdradzający Słowak; był to, jak się późniéj dowiedzieliśmy, miejscowy leśniczy, który służył przy żandarmach dawniéj. Powiódł nas do leśniczówki, co było dla nas niespodzianką, bośmy się tu innego budynku nad szopę lub szałas nie spodziewali znaleść. Coraz lepsze spotykały nas widoki spędzenia nocy odpowiednio do strudzenia, bo wprowadził nas ów leśniczy do obszernéj izby porządnéj, z kilkoma łóżkami, ze stołem, ławkami i stołkami, z piecem kaflowym oryginalnego kształtu, okna były okienkami od wewnątrz zamykanemi opatrzone. Żona gospodarza chciała nam nawet kawy ugotować, cośmy już na śniadanie odłożyli. Na łóżka przyniesiono nam świeżéj