Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skich. Warto przecież poświęcić coś z wygódek zwyczajnego życia dla téj cząstki ducha, co w naszém ciele tkwi i niezrażać się lada przeszkodą w drodze do przybytku piękna.
Przedzierając się czasem przez dzikie gąszcze bezdrożne, minęliśmy drugą część doliny Białéj Wody, przeprawiliśmy się na prawy brzeg potoku, który tu już na strumyki się dzieli, a uwagę całą pochłania pasmo szczytów jak wachlarz w około się roztaczających. Tu jest hala, lecz szałasy już były opróżnione, atmosfery tedy poetycznéj nie przerywał nam żaden głos ludzki ani zwierzęcy. Upatrzywszy miejsce do spoczynku i do spostrzeżeń najsposobniejsze, usiedliśmy na murawie, studyjując nazwy każdego zakątka przepysznéj okolicy. Tymczasem przewodnicy rozpalili ognisko dla uwarzenia wody na herbatę.
Stojąc twarzą ku południowi, na prawo rozpoczynają szereg gór turnie dziewiczego Młynarza, na którego szczycie, o ile mi wiadomo, dotąd ludzka stopa nie postała. Poza nim w kotlinie mieści się staw Żabi. Młynarz łączy się z grzbietem głównym granią skalistą, za nią kryje się dolinka Czeska z dwoma stawkami téj saméj nazwy. Naokoło niéj piętrzą się Waga, Ganek i Rysy, a łącząc się przełęczami, tworzą kotliny dzikie, nagie, tylko stawami i śniegiem urozmaicone. Główny zaś grzbiet Tatr sterczy przed nami na prost pod nazwą Żelaznych Wrót; te stykają się z Gierlachem, lecz wierzchołka jego ztąd nie widać, bo się kryje za swojém ramieniem północném, łączącém się od wschodu z Wysoką (którą Niemcy nazwali Kastenbergiem), przez przełęcz znaną pod imieniem Polskiego Grzebienia. Ale i jego ztąd z dołu nie widać, gdyż