Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stoją, to na Bożéj łasce; gdy nas noc zaskoczy, zajazdy stereotypowo żydowskie, brudne, nędzne, chłodne i głodne; ale téż za to wycieczki nasze fantastyczne, pełne przygód zwykle komicznych (rzadko dramatycznych), i ztąd jest co potém opowiadać, bo się trudy podróży w Karpaty nie ograniczają na kupieniu biletu w kasie jednego dworca kolei a oddaniu go na drugim, po przybyciu do miejsca swego przeznaczenia.
Minionego roku (1871) wypadło mi towarzyszyć rodzinie w drodze do Żegiestowa. Zdrojowisko to żelaziste leży prawie na samym krańcu granic Polski od Węgier; mówiąc „krańcu“, nie wyrzekamy się ziemi Spiskiéj, która nam się z prawa i urzędu należy. Gdyby były drogi w Galicji jak się należy, jechałoby się do Żegiestowa mil 18 na Stary Sącz i Piwniczną; lecz że nie ma ludzi, coby dobrowolnie chcieli karki łamać tamtędy po nad Popradem po za Piwniczną, więc trzeba kołować mil 21 na Krynicę i Muszynę. Kto nie ma swojéj t. j. dla siebie wyłącznie wynajętéj podwody z Krakowa do Żegiestowa, temu pozostaje żelazna koléj do Bochni, ztamtąd poczta do Krynicy, następnie furmanka góralska na samo zamierzone miejsce; że zaś austrjackie poczty w Galicji nie uwzględniają potrzeb ludności lecz swoje przepisy, zatém chociażby kto najmocniéj chciał jechać dyliżansem, jeżeli zawczasu sobie miejsca nie zamówi, może sobie i tydzień czekać aż koléj na niego przyjdzie, bo poczta codzień w nocy tylko siedm osób w dwóch powozach odwozi z Bochni do Krynicy. Można sobie więc wyobrazić trudność u nas podróżowania pocztą w porze kąpielnéj na linjach prowadzących do zdrojowisk.