Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po rozrzuconych gdzieniegdzie kamieniach, przy pomocy kija przybyliśmy na jakieś zbiorowisko wody, obecnie deszczowéj, z którą się źródlana mięszała. Staw pierwszy z pięciu, zwany Zadnim lub Zmarzłym (11 morg. 1149 sąż. kwadr.), bo brzeg jego zawsze zalega lód i śnieg, obeszliśmy w oddaleniu, zdążając po wierzchu wielkich złomów granitowych koło turni północnéj strony téj doliny. Dla wielu osób chodzenie po zwaliskach kamieni jest uciążliwém, stąpają bowiem bojaźliwie aby nie wpaść w szczeliny, nie potłuc się albo nogi nie złamać; lecz nabywszy wprawy, śmiało skacząc i przezornie po wierzchołkach głazów, prędko się przebywa przestrzenie zawalone złomami różnéj wielkości, bo powierzchnia granitu szorstka daje dla nogi pewną podstawę.
Idąc za przewodnikiem, weszliśmy na skałę oddzielającą się od podnóża Koziego Wierchu; tu na téj drodze jedyne to miejsce, zkąd widać naraz wszystkie pięć stawów. Dotąd nam znowu sprzyjała pogoda, chociaż się coraz bardziéj zachmurzało od zachodu; wkrótce deszcz począł padać, spieszno więc schodziliśmy na dół, aby się znów gdzie schronić. Drugi staw, Czarny (22 morg. 1077 sąż. kwadr.) minęliśmy, z niego płynie potok do Wielkiego Stawu, nie łącząc się z odpływem Zadniego Stawu, który osobno się toczy wprost także do Wielkiego. Deszcz się wzmagał, Wala wskazał nam dwu nachylone olbrzymie złomy granitu; wbiegłem tam najprzód, siostra za mną, lecz Władysław dobiegając spostrzegł, że wierzch téj nowéj naszéj koliby tworzy ogromny kamień będący prawie na łasce Opatrzno-