Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ści; radził więc wynieść się z pod niego. Upomnienie jego poparł w téj chwili huk grzmotu, bo w skutek silnego wstrząśnienia mógłby nas niespodziewanie kamień przykryć na wieki, udaliśmy się zatém pod drugi głaz, lecz było to nędzne schronienie, bo woda zciekała z kilku stron; uradziliśmy więc daléj ruszyć, nie dbając o niebieską rosę, która nas po grzbiecie nielitościwie skrapiała. Szliśmy zupełnie w wodzie, bo po dolinie zewsząd szumiały potoki, rozlewające się szeroko po trawnikach i po kamieniach. Wiedząc o istnieniu szałasu po nad Wielkim Stawem, chcieliśmy się do niego dostać dla osuszenia i chwilowego przy ogniu odpocznienia, lecz nas spotkał niemiły zawód. Wyszło mi z pamięci, że to Białczanie w nim tworzą osadę pasterską i że to szałas jak chlew, gdzie tylko białczańscy juhasi i im podobne istoty mogą przesiadywać.
Ściany trzy tego niby szałasu ustermane są z głazów wraz z gałęziami kosodrzewu, dach tworzy kilka desek w poprzek położonych, kamieniami przyciśniętych, czwartéj ściany od przodu nie ma, ta więc stanowi wchód, wewnątrz zaś reszta miejsca zbywającego od ogniska i od sprzętów pasterskich służy do pomieszczenia całéj osady szałasowéj. Niechlujstwo tu kwitnie a pan taki, jaki kram. Baca i juhasi są ze wsi Białki, słynni z łakomstwa, chciwości i zdzierstwa, a o siódmém przykazaniu Bożém nie lubią pamiętać. Na dobitek trafiliśmy na czas, kiedy bydło spędzone koczowało koło szałasu a wszyscy juhasi koło ognia, ściśle mówiąc, natłoczeni, zajmowali cały ów zlepek. Brnąc po gnoju wśród stada owiec, dobiegliśmy zmoczeni i zziębnięci do