Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Basztą, dopiéro po za tém wszystkiém od południa trochę ku zachodowi wznosi się imponująco Krywań, odznaczający się od sąsiadów oryginalnym swoim kształtem. Od niego bardziéj ku zachodowi między grupą wierchów Koprowéj i Wierchcichy gubi się oko w równiach Liptowa, świecą się wody Waagu a na ostatnim widnokręgu sinieje pasmo gór na Węgrzech, zwane Niźniemi Tatrami. Wschód zasłania nam turnia Zawratowa a zachód Świnnica, która ztąd tak się strasznie przepaścisto i urwisto przedstawia, iż trudno przypuścić, aby na jéj szczycie ludzka stopa stanąć zdołała. Widok z Zawratu wzbogaciła nam jeszcze burza srożąca się w dolinie Koprowéj koło Krywania; dolatywał do nas ciągły grzmot i w naszych oczach ten huragan alpejski przeszedł w turnie ku wschodowi. Oderwać się nie mogliśmy od obrazu, którego twórcą Bóg, więc téż ludzkie słowa go nie określą; ale w końcu trzeba się było puszczać daléj. Spełniliśmy starym naszym zwyczajem toast na cześć obecnéj chwili, przewodnik nasz nie mógł się dosyć nachwalić pieczeni husarskiéj, którą nam żona moja przysposobiła na drogę, a obejrzawszy się po za siebie w kotlinę Zmarzłego, miło się nam zrobiło, że drugiéj takiéj przeprawy nie mieliśmy odbywać w całéj już drodze do Morskiego Oka.
Gdyśmy się mieli spuszczać na dół do doliny Pię ciu Stawów, Władysławowi zdawało się, że najdaléj za 5 minut staniemy w dolinie, tymczasem zeszło nam pół godziny, bośmy naraz nie widzieli całego zbocza góry lecz najbliższą krawędź, która zasłaniała dalszą. Zszedłszy z wielką ostrożnością po bardzo ślizkiéj trawie lub