w lodzie małą izdebkę, którą nazwano kaplicą. Im głębiej się postępuje, tem dziksze kształty przybiera pieczara w tym ciągu Korridoru. Najgłębsze miejsce z ciemną odchłanią nazwano Piekłem, a jakąś w kącie zabrudzoną lodu bryłę Lucyperem.
Trzeba przyznać, że ta część jest wspaniałą. Postępuje się po jakichś dzikich pieczarach, zawalonych głazami, które się od sklepienia oderwały i dno zalegają. Doszedłszy do końca Korridoru natrafia się na schody drewniane, któremi koło różnych wytworów lodowych zwanych to Organami, to Firanką, to Damą, to Szklanną Kolumną po 150 stopniach wydostaje się gość napowrót do Małego Salonu w miejscu, którędy do lodowni wchodził.
Tu godzi się sprostować dla blagi szerzone opisy Lodowni Dobszyńskiej, I° że na zwiedzenie jej w zupełności, postępując powoli za przewodnikiem i obserwując każdy szczegół, wystarcza 3 kwadranse czasu, a nie 2 godziny, II° że wszędzie lód jest topniejącym, wszystkie poręcze, deski, ściany mokre, bo nigdzie niema mrozu. Najniższy stan ciepłoty wykazywał w Korridorze Ruffinyego +3°,5 Cel. różnica górnego piętra, tj. Salonów od Korridoru mieściła się tylko w ułomku dziesiętnym, tj. +3°,6 lub +3°,7 Cel. a nie tak, jak w opisach podają przy wejściu 0° a w prawej części Korridoru -3° Cel. Najlepszym dowodem braku mrozu jest ściekanie wody i małe jej zbiorniki przy drodze niezamarznięte.
Wedle obliczenia na miejscu podawanego wynosi cały tor od wejścia do Małego Salonu, potem przez Wielki, następnie przez Korridor napowrót do ujścia Salonów koło 500 metrów na długość, a więc trzebaby długie jakieś porobić stacye, iżby gościa pod ziemią dwie godziny zatrzymać się dało.
Wzniesienie pieczary nad powierzchnią morza oznaczono 969,5 mtr. tj. 3067 stp. wied.
Po wyjściu z Lodowni obliczył przewodnik, ile jeszcze na osobę przypada dopłaty jemu się należącej, i za zużyty drut magnezyjowy, a odebrawszy pieniądze uwolnił ze swej opieki. Zeszliśmy na dół do hotelu i zjadłszy obiad za drogie pieniądze o godz. 2 wyruszyliśmy z powrotem. Tymczasem wyrobiła się piękna pogoda, i Kralowa Hola, najwyższa góra w Niżnych Tatrach odchyliła z chmur swe czoło.
Na grzbiet Popowy wyjechaliśmy o 3½ godz., w Wernarze stanęli o 410 godz. tu zabawili godzinę dla popasu koni i przed
Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Naokoło Tatr.djvu/45
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.