Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/453

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chciał przyspieszyć tok opowiadania.
Dziewczyna zrozumiała go podobno, bo prędko postąpiła dalej.
— Pewnego dnia siedziałam przy oknie i bawiłam się lalką, którą mi zrobiła matka moja... Wtem przed kuźnię mego ojca zajechały dwa kryte powozy. Jakby mię coś tknęło przywołać do okna moją matkę i zwrócić jej uwagę szczególniej na pierwszy, czterma końmi uprzężony powoź, z którego jakiś nieznajomy wyglądał mężczyzna. Rzuciwszy okiem do okna, moja matka wydała głośny wykrzyk i usiadła na pobliskie krzesło, jakby ją nagle opuściły siły.
Na czole nieznajomego jedna więcej przybyła chmura.
Dziewczyna kontynuowała:
— Ja niezważąjąc na to, z szczególnem zajęciem wpatrywałam, się w powóz wspaniały. Widziałam że mój oj... mój ojczym — poprawiła się prędko — przybiegł skwapliwie do powozu i z wielkiem uszanowaniem rozmawiał coś z nieznajomym panem. Nagle wpadł do naszej izby i coś długo szeptał matce do ucha. Matka płakała i jak mi się zdawało opierała się czemuś usilnie. Nareście przyzwoliła po długiej walce z sobą. Nieznajomy pan w powozie zdawał się niecierpliwić, bo tuż wbiegł do izby jeden z jego ludzi i surowo nakrzyczał na rodziców moich. Matka zanosząc się od płaczu przystąpiła do mnie i zaczęła mię ściskać i całować, ojczym coś gniewnie mruczał pod nosem. Ja na widok matki bolejącej rozpłakałam się