Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wcem stoczyły.... Dlatego też teraz mam coś meldować jasnemu panu.
— Mnie?
— Jasny panie, Kost’ okrada zaklęty dwór! Wysztudyrowałem go tej nocy, i szedłem właśnie do dworu meldować jasnemu panu....
Juljusz żachnął się na to zaskarżenie.
— Jakto śmiesz utrzymywać! — zawołał groźnie.
— Poprzysięgnę jasny panie to com widział. Straciłem wszystko prawując się i nikt mię nie chce przyjąć w komorne. Tej nocy spałem sobie pod krzyżem, jak się skręca do Buczał, aż w tem widzę, że jakiś maziarz jedzie drogą. Myślałem, że zasnął na wozie i przysunąłem się bliżej....
Tu zająknął się nagle, że nie trudno było domyśleć się w jakim celu zbliżał się do wozu.
— Ale niebawem przekonałem się — ciągnął dalej z flegmą — że maziarz nie śpi, bo od czasu do czasu głośno napędzał konia. Już chciałem wrócić, aż w tem patrzę, a maziarz skręca w szpaler co prowadzi do zaklętego dworu. Ho, ho myślę sobie! tu się coś święci. I odżegnawszy od siebie czarta i wszytko złe, nie zważałem na stracha, i co tchu pognałem na przełaj ku dworowi. Przed bramą dworu dwoje osób przechadzało się tam i nazad jakby kogoś oczekiwało. Z początku strach mię wziął i aż włosy mi na głowie, ale ba, patrzę i poznaję....
— Poznałeś to osoby? — wykrzyknął Juljusz rozciekawiając się w miarę opowiadania eks żołnierza.
— Byłto jasny panie stary klucznik z jakąś panią.