Atak na Warszawę, którego się Chłopicki nazajutrz spodziewał, nie przyszedł do skutku. Dybicz, uderzony bohatyrskim oporem armii polskiej, nie śmiał ryzykować nowej bitwy pod murami stolicy. Wnet potem Wisła puściła; wczesne roztopy zmusiły go do nieczynności. Powstanie zyskało czas zebrać nanowo i rozwinąć swoje siły. W miesiąc później, jakże wszystko zmienione! W dwóch bitwach, pod Wawrem i Dębem Wielkim, korpus Rosena nieledwie zniesiony; broń, działa, sztandary i 16,000 niewolnika dostaje się w moc zwycięzcy. Nigdy jeszcze Warszawa z taką radością nie obchodziła świąt wielkanocnych; zdawało się, że z dniem Zmartwychwstania Pańskiego, i dla Polski godzina zmartwychwstania wybiła. W dziesięć dni później jeszcze jedno zwycięstwo, pod Iganiami. Dybicz cofa się z pod Warszawy; jego wojsko osłabione, upadłe na duchu, do tego cholerą trapione, przymuszone czekać na posiłki. Przeciwnie, armia polska prawie wszędzie zwycięska, urosła z 30 do 80 tysięcy, z których przynajmniej 60 tysięcy wódz miał pod ręką, mogąc pchnąć je do boju każdego czasu. Tego boju żołnierz pragnął, wyglądał jak szczęścia dla siebie. — Czemuż do niego nie przyszło; czemuż przez dwa z górą miesiące wódz polski nie zrobił nic, tracąc czas, puszczając najszczęśliwsze okazye, — a były takie, w których nieprzyjaciela przewyższał