Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że wypowiedziała to, czegobym może nigdy nie usłyszał inaczej.
— Tak jest, wyrzekła topiąc wnim wzrok promienny nie błykawicą gniewu, ale przeświadczeniem wyższości swojej, miłością zmuszoną objawić się w końcu. Tak jest, kocham, i żadna siła ludzka nie wyrwie mnie ztąd, nie rozdzieli.
Głos jej zamarł na ustach, gdy wyrzekła te słowa. Zanim je dokończyła, klęczałem u jej kolan i przyciskałem jej drżące dłonie do ust płomiennych, tak dumny, tak pełen wiary, nadziei, miłości, tak upojony, że świat i przestrzeń znikały mi z oczów.
W tej chwili sądziłem się już panem świata; nie pojmowałem nieszczęścia, urągałem zwątpieniu. Czyż przyszłość mogła mi się przedstawić nie pewną, gdy Idalia drżąca, blada, bezsilna, wątłą kibicią wspierała się na mnie, wyznając całą miłość swoję?
Herakliusz nie mógł znieść tego widoku; wysunął się zpokoju, cedząc jakieś wyrazy, których nie mogliśmy dosłyszeć, zapatrzeni, zatopieni w sobie.
Serce moje, wezbrane wdzięcznością, szczęściem, rozsadziło mi piersi, kipiało namiętnością, a jednak nieśmiałem ustami dotknąć jej czoła, jej włosów, tylko do pałającej twarzy cisnąłem jej ręce, nie mogąc oderwać się od niej.
Ale Idalia nie podzielała szczęścia mego. Podnosząc wzrok, spostrzegłem jej oczy zalane łzami, jej twarz bledszą od lilij polnych, które trzymała w ręku. Powstałem, i chwiejącą się jak dziecię posadziłem w fotelu. Głowa jej zwiesiła się na poręczy i pozostała chwilę tak bez głosu, bez skargi, wpół martwa, jakby z ostatniemi słowy i tchnienie jej uleciało.
— Idalio, szepnąłem przerażony, co tobie? Czy żałujesz żeś mnie uczyniła nadto szczęśliwym? Powiedz mi, dodałem drżący, czy chcesz bym zapomniał słów twoich? po-