Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niejszym na przyszłość o jedno serce ludzkie, bo wiem że u Jana niema słów próżnych. Długo w nocy siedziałem, ja samotny marzyciel, rwący się do burz życia, pośród tego uśpionego domu, który zbudzi się z jutrzejszym świtem, na nowy dzień cichej pracy. Słodko mi było oddychać rzeźwiącem lasów powietrzem, spoglądać na ten zamknięty horyzont i marzyć o tej przyszłości nieznanej, niestworzonej jeszcze, do której instynktowem pragnieniem wyciągam namiętnie ramiona.
Za kilka dni ztąd wyjeżdżam; proszono mnie na wielkie polowanie, gdzieś u podnóża Tatrów. Opiszę ci te dzikie krajobrazy, niedotknięte jeszcze ręką cywilizacyi, nierzucone na pastwę mody i znudzonych turystów. A może ztamtąd, pomimo wszystko, pospieszę do ciebie i zobaczę zarazem ten świat nowy, który tak daleko wyprzedził starą Europę na drodze postępu.
Tak dawno nie widziałem ciebie, że potrzebuję zobaczyć znowu twe jasne, szlachetne oblicze, potrzebuję dotknąć twojej ręki, by uzbroić się na nowo przeciwko pokusom i upadkom.




LIST II.
EDWARD DO ALBINY.

Kto wie, kiedy zobaczymy się z sobą, Albino; los dziwnie rządzi ludźmi. Ja pozostaję tutaj, oplątany czarem, zachwytem, pozostaję tu wśród dzikiej okolicy, wśród