Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu przyjść w pomoc, ale najtrudniejsze to podobno zadanie, objaśnić człowiekowi drugiego człowieka. Szukałem więc porównania, coby uwydatniło różnicę zachodzącą pomiędzy nami, i trafiłem na porównanie muzyczne, dla mnie bardzo jasne i zrozumiałe, ale które wcale nie rozjaśniło kwestyi w oczach Jana.
— Każdy człowiek, wyrzekłem, ma swój właściwy kamerton, jako ideał, do którego nastrajać się powinien; każdy ma swój dźwięk właściwy i musi w nim pozostać, pod karą dysharmonii.
Ale Jan lękał się tej metafizyki muzycznej.
— Czyli, pochwycił, innemi słowy, każdy ma pewne posłannictwo przed sobą, obowiązki do spełnienia. Jakież są twoje zamiary? co zamyślasz przedsięwziąść. Masz nadto energii, rozumu i serca, by wieść próżniacze, bezużyteczne życie, i stać się tem samem — pasożytem społeczeństwa....
Uśmiechnąłem się mimowolnie z tych wielkich frazesów, które do mnie nie stosowały się zupełnie. Są ludzie, którym się zdaje, że trafili na jedyną prawdziwą drogę życia, którzy sądzą naiwnie, że po za ich wiarą niema już szczęścia, ni zbawienia; i chcieliby gwałtem, jak fanatycy inkwizycyi, — popchnąć świat cały w swoją kolej.
— Ja mam wcale inne pojęcia, odparłem, a chociaż nie myślę osiadać na wsi i gospodarować, sądzę, że jeszcze zgubionym nie jestem i nie zasługuję na nazwę pasożyta, którą obdarzyłeś mnie tak łaskawie. Każdy krok w życiu czynem być może, każda chwila oddana myśli, — nie jest zmarnowaną. Ja czuję, że nie wiążąc się żadną formułą, mogę być użytecznym, dobrym i szczęśliwym.
Brat mój zamyślił się głęboko; miał dobrą wolę zrozumienia mnie, ale myśl jego tak przywykła do pewnej rutyny, że z trudnością mu to przychodziło.
— Więc na jakiej podwalinie, zapytał znowu, myślisz przyszłość swoją budować?..