Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Na dziś nie myślę o przyszłości, ona sama z siebie stworzy się i wyrobi. Ja nie zniósłbym żadnych krępujących więzów, i czuję, że gdyby dzisiaj przyszłość moja z góry postanowioną była, walczyłbym z nią jak z przeszkodą, chociażby jaśniała wszystkiem — czego pragnąć można. Na dzisiaj teraźniejszość mi wystarcza. Dzień każdy życia przynosi mi nowe pojęcia, nowe uczucia, nowe rozkosze, dzień każdy jest mi błogosławieństwem.
— Ale powiedz mi przynajmniej, co ty lubisz, czego pragniesz? bo dotąd, patrząc na ciebie, nie mogę nawet odgadnąć upodobań twoich, pytał Jan zakłopotany.
— Co ja lubię? powtórzyłem z uśmiechem; tysiące rzeczy, i to właśnie stanowi mój zasób szczęścia. Lubię uganiać się konno za dzikim zwierzem, pędzić lokomotywą przez ogromne przestrzenie, pruć szybką łodzią morskie fale. Lubię zamknąć się w cichej pracowni i badać zawiłe zagadnienia nauki. Lubię położyć się w dzień słoneczny na mchach leśnych i słuchać, choćby i dzień cały, śpiewu ptaków, brzęczenia owadów, lub pośród cichej nocy ująć za skrzypce i wygrać wszystkie dźwięki ducha, których słowa oddać nie potrafią. Lubię szał świata i lubię ciszę; lubię śmiać się i lubię zadumać. Spowiadam ci się otwarcie, a teraz powiedz sam, Janie, czy z podobnych danych potrafisz wysnuć przyszłość moją?..
— Nie wszystko jeszcze powiedziałeś, Edwardzie, odparł, uśmiechając się. Ty lubisz kochać także.
— Kochać? powtorzyłem, to konieczne dopełnienie bytu. Ja nie pojmuję życia bez miłości.
— Edwardzie, przerwał Jan nawpół litośnie, porozumiejmy się wprzód co do znaczenia wyrazów. Co ty nazywasz miłością?
— To gdy serce moje silniej uderza, gdy rozszerza się mój horyzont, myśli i wznosi poziom moralny, gdy