Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

widziałaś ją raz i zapewne poznałaś dokładnie. Sądzę, że jest wzorową gospodynią, żoną i matką, bo od rana do nocy znosi krzyki i hałasy dzieci, od których dom się trzęsie, pękają głowy, — z uśmiechem zachwytu i rozkoszy, jakby to był najwyższy szczebel szczęśliwości ludzkiej. Sądzę, że i ona spełnia z sumiennością maszynki, wydzieloną sobie część pracy i obowiązków, że potrafiła wcielić w siebie ideał mego brata, bo nigdy nie zdarzyło mi się dostrzedz chmury na pogodnym horyzoncie ich pożycia.
Jednakże pomimo sprzeczności poglądów, życia i pojęć, nić serdeczna nie zerwała się pomiędzy mną, a Janem; tylko zawsze porozumieć nam się jest trudno, wywnętrzyć niepodobna.
Wczoraj wieczorem, gdy wszystko uspokoiło się w domu, gdy kobiety i dzieci udały się na spoczynek, zostaliśmy sami z Janem. Wówczas brat mój począł mówić o stanie majątku mego, którego zarząd właśnie miałem odbierać na siebie, przedstawiał mi plany ulepszeń zaczętych, usiłując zająć mnie niemi.
Słuchałem przez pół, nie chcąc go martwić obojętnością moją; bo i na cóż zdałby mi się majątek tak wielki, gdybym miał być jak Jan niewolnikiem jego i zajmować się rzeczami, które mnie nudzą?
— Wiem, rzekłem w końcu; przerywając nieskończone nomenklatury jego, wiem, że twojej pracy winien jestem zupełną niezależność majątkową, że w twoich rękach mienie moje pomnożyło się w dwójnasób. Nie będę ci za to próżno dziękował, Janie, bo wiesz, że to samo uczyniłbym dla cie, gdyby to było w mocy mojej.
— Gdyby to było w twojej mocy, powtórzył brat z lekkim wyrzutem w głosie; ja nigdy nie powątpiewałem o sercu twojem.
— Ale o głowie... wtrąciłem z uśmiechem.
— I o tej nie, odrzekł Jan poważnie, masz umysł bystry i pojętny. A jednak...