Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie najmocniej. Brat mój, Jan, odmienił się także. Od lat kilku rzadko widywaliśmy się z sobą, listy nasze były krótkie, a drogi życia, dawniej równolegle prawie biegnące, teraz rozchodzą się i coraz bardziej rozchodzić muszą koniecznie.
Poczciwy, zacny, szlachetny Jan! Cóżem ja winien, że powoli stanęliśmy na dwóch przeciwnych biegunach myśli? Kocham go, cenię, ale naśladować nie mogę. Na jego miejscu umarłbym lub oszalał; a jednak, spojrzawszy na niego, sądzić można, iż widzi się najszczęśliwszego z ludzi. Życie jego składa się z nieprzerwanego ciągu zajęć. Godziny i dnie obliczone są z matematyczną ścisłością, nie zostawiono z nich ani jednej chwili na “dolce far niente.“ On może i przestał rozumieć znaczenie tego wyrazu; choruje na pracę, jak na rodzaj monomanii. Mnie przynajmniej stan podobny wydaje się anormalny. Ale rzecz dziwna, charakter jego dawniej posępny i smutny, rozpogodził się pod wpływem tego życia, które byłoby śmiercią moją. On sam wyszukuje i stwarza sobie obowiązki.
Mając lat dwadzieścia dwa zaledwie, ożenił się z panną ni piękną, ni bogatą, czemu? to wielkie pytanie, na które odpowiedź leży tylko w tem słowie: obowiązek. On pragnął mieć obowiązki, ognisko domowe, rodzinę. Czy kochał? nie wiem, ale wątpię, by Jan kiedykolwiek w życiu miał czas na miłość, by rozumiał, lub chciał rozumieć, te czary, zachwyty i wrzenia, te namiętne serca bicie, które przetwarzają człowieka w pół-boga, a świat ten — w rajską krainę. Nie, on tego pewno nie doznał ani razu, chociaż dzisiaj kocha żonę swoją, jak kochać powinien i dlatego że powinien, i pewno kochać będzie wiernie aż do śmierci, tak jak przysiągł — że uczyni.
Ludzie podobni za przyszłość ręczyć mogą, ona do nich należy, bo są zimni jak metal i jak on niezmienni.
Żona obdarzyła go w przeciągu lat kilku pół tuzinem dzieci; więcej ci o niej nic powiedzieć nie mogę. Zresztą