Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciwszy ją, odsnował znowu zerwaną nić żywota, zdolnym był jeszcze pragnąć i używać. Zemsta moja była zupełną; on się mnie lękał.
— Panie hrabio, odparłem chłodno, cofając rękę, nie jestem, nie będę nigdy przyjacielem twoim. Pomiędzy nami leży rachunek krwi. Milczałem pókim miał nadzieję, bo życie moje należało do niej. Dzisiaj przyszedłem upomnieć się o przeszłość. Wiem wszystko. Widziałem nawet Helenę.
Usta jego poruszyły się, chciał przemówić, ale nie uczynił tego; zrozumiał że słowo każde daremnem będzie. Na czole mojem była nieubłagana stanowczość i twarz jego pokryła się trupią bladością, ale odzyskał szybko panowanie nad sobą.
— Jak pan chcesz, odparł, usiłując zdobyć się na dawną wykwintną niedbałość; podobnych rzeczy nie odmawiam nigdy. Przyślij mi pan swoich sekundantów, a ja ze swojej strony uprzedzę moich przyjaciół. Pozwól sobie tylko zrobić uwagę, że świat pytać będzie o przyczyny zajścia naszego; świat wyrzuca ci wiele rzeczy i jedno wiecej dorzuci potępienie.
Miał słuszność; dzięki faktom i uczuciom których nie pojmowano, dzięki dumie mojej, a może i zręczności rozsiewanych potwarzy, byłem zgubiony w opinii. Cokolwiek uczynić mogłem, potępiano mnie z góry. Poszepty te dochodziły aż do mnie nawet, ale cóż mi to znaczyło?
— Panie hrabio, wyrzekłem, świat nie wie o tem co zaszło pomiędzy nami. Obraza była tajemną, niech i zemsta nią pozostanie. Ja nie chcę zwykłego zadośćuczynienia marnym pojęciem obrazy lub honoru. Porzućmy próżne udawania, Obadwaj nienawidzimy się, jeden drugiemu ustąpić powinien, nie z drogi, ale ze świata. Ja żądam pojedynku na śmierć i życie; niech los rozstrzygnie kto z nas umrzeć powinien.
Hrabia wzdrygnął się mimowoli.