Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czemną kobietę, a zwróciła się do hrabiego. Mów, mów prędko!
— On sprowadził mnie do ciebie, on ułożył to spotkanie, to pożegnanie, wszystko, wszystko. Byłam tylko narzędziem w jego ręku; przebacz mi!
Odrzuciłem ją od siebie ze wstrętem: W tej chwili ta podła istota nie zdała mi się nawet godna dotknięcia mego.
Kobieta, pozbawiona podpory rąk moich które trzymały ją gwałtem, padła na ziemię, omdlała. Nie spojrzałem na nią nawet i odtrąciwszy nogą jej ciało, leżące mi na drodze, wyszedłem jak burza, szukając jego.
Jeśli w myśli mojej pozostała kiedy jaką wątpliwość usunęły ją słowa Heleny; teraz człowiek ten był potępionym stanowczo. Przeczucia moje były słuszne, a jakkolwiek przypuszczenia szły daleko, fakta przeniosły je jeszcze. Ta myśl uspokoiła mnie niejako; teraz widziałem jasny cel przed sobą. Rozwaga wróciła mi naraz i gdym doszedł do mieszkania Herakliusza, byłem chłodny i nieubłagany jak przeznaczenie.
Kazałem zameldować się hrabiemu; był w domu. Znając mnie musiał czekać tych odwiedzin i przygotować się na nie.
Przyjął mnie natychmiast ze zwykłą sobie wytworną grzecznością. I jam dostroił się do tej miary.
Hrabia pierwszy zabrał głos; widząc że nie zajmuję wskazanego mi krzesła, wyciągnął do mnie rękę.
— Panie Edwardzie, wyrzekł głosem któremu chciał nadać dźwięk sympatyczny, dotknęło nas wspólne nieszczęście. W obec jej mogiły zapomniejmy o przeszłości, bądźmy przyjaciółmi.
Przyglądałem mu się bacznie: twarz jego żółtszą była niż zwykle, dojrzałem na niej źle ukryty dreszcz trwogi i rozradowałem się w głębi ducha. Ten człowiek nie był zabitym moralnie, nie był zrozpaczonym jak ja; stra-