Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czego? Chcę serca, które mojem było i mojem zostało, chcę słowa twego i życia, chcę ciebie, Idalio!
— A ona, a ta włoska dziewczyna, co z nią zrobisz? pytała dalej, tymże samym głosem, jakby nić wiążąca słowa z sercem, zerwaną była.
— Ta włoska dziewczyna? powtórzyłem zdziwiony, bo zapomniałem prawie, że Lauretta istnieje.
Ona była tak niczem dla mnie, że nie rozumiałem zrazu, jakim sposobem jej imię pomiędzy nami wymówionem być może.
— Co z nią zrobisz, pytała dalej Idalia.
Spuściłem głowę.
— Jam jej nie kochał nigdy i chwili jednej, wyrzekłem. Usta moje przeniewierzyć ci się mogły, Idalio, ale nie serce, nigdy serce! Rozpacz zawiodła mnie na zgubna drogi i rządziła szaleńcem, rozpacz włożyła w rękę moję rękę Lauretty.
Słuchała mnie spokojnie; gdy klęcząc przed nią rozpłomieniony, spowiadałem najskrytsze zakąty serca.
A jednak kochała mnie zawsze, czułem to naprzekor jej słowom.
— A te wszystkie kobiety, któreś kochał i rzucał? pytała dalej niemiłosiernie.
— Kochałem ciebie jednę, Idalio. Czyż mnie nie możesz zrozumieć?
— Nie, nie mogę, odparła cicho, chciałabym a nie mogę.
Załamałem ręce z rozpaczą.
— Więc pomyśl, żem nie wart, żem niegodzien ciebie, rzekłem po chwili; ale cię kocham, Idalio, ale żyć bez ciebie nie mogę!
— Kochasz mnie, powtórzyła, kochasz mnie i ją kochasz.
W jej głosie był cichy, beznadziejny spokój. Mogłem mówić długo, bez końca, dla niej słowa moje nie miały