Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na trzy strony otwierały się wielkie balkonowe okna. Lampy bronzowe, wyrobione według pompejańskich wzorów, paliły się gdzieniegdzie i nie rozpraszały zupełnie panującego zmroku. Światło wschodzącego księżyca wciskało się do pokoju przez gałęzie jodeł, które, jak widma czarne, rysowały się tuż przy oknach i trącały gałęźmi o szyby, przy lada wiatru powiewie. Pokój cały dziwną przedstawiał sprzeczność z tym leśnym krajobrazem. Ściany obite ciemnym adamaszkiem, zawieszone były kosztownemi obrazami; po rogach stały posągi z białego marmuru; stoły zasłane były rycinami, fotografiami, modelami posążków; fortepian, zarzucony nutami, stał otwarty; skrzypce leżały przy nim.
Wszystko razem pogrążone było w tym artystycznym nieładzie, którego żadna harmonia zastąpić nie może. Widać zgromadzono w tym salonie wszystko co ulubionem być może dla wykształconego człowieka. Pustelnia ta była wytworną, a jednak wchodzącego do niej przejmowała jakaś groza tajemna. Przedmioty te, jakkolwiek piękne, były jedynem towarzystwem właściciela swego, może wszystkiem co on ukochał, były mu rodziną i krajem, przyjaciółmi, słowem — wszystkiem. Mimowolny smutek ogarniał tutaj nieokreślonym czarem, jak gdyby boleść przylgnęła do ścian i przesyciła powietrze. Podniosłem oczy pełne ciekawości i współczucia, ale pierwsze spojrzenie na mieszkańca tego domu zmroziło współczucie.
Po za draperyą firanek, wsparty na przeciwległem oknie, stał wysoki starzec. Byłże to ten sam człowiek, którego portret wyrył się w pamięci mojej oddawna, tak młody, szczęśliwy, tak żywy, tak sympatyczny?..
Czaszka jego wielka, kwadratowa, była prawie zupełnie nagą, tylko z tyłu i ponad skroniami długie kosmyki mlecznych włosów tworzyły niby koronę w około tego czoła, naznaczonego jakiemś złowrogiem piętnem. A jednak głowa ta srebrna i naga, miała jeszcze hardość