Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Biedne dziecię!
Domyśliłam się tych słów, więcej niżelim je usłyszała.
— Dlaczego? pochwyciłam, powiedz mi dla czego nazywasz mnie biedną? dlaczego ja sama tak biedną się czuję?
I mówiąc to, nie mogłam ukryć łez.
— Więc i ty także, Idaljo, zawołał ze zdumieniem prawie, czujesz, wiesz, że nie jesteś szczęśliwą?
— Cierpię od dawna, wyrzekłam, a nie mogę zdać sobie sprawy z cierpienia. Przez litość, jeżeli możesz, wytłómacz mnie samej sobie!...
Herakliusz powstał niespokojny, niepewny, wahający się, i nierównym krokiem przechadzał się wszerz i wzdłuż szpaleru, jakby romyślając co ma uczynić.
Ja pozostałam na ławce, bez tchu prawie; serce ściskała mi w piersi dłoń lodowata.
Wreszcie Herakliusz zbliżył się i stanął przedemną, z dziwnie smutną powagą.
— Idalio, wyrzekł, powiedz mi szczerze że żądasz prawdy odemnie, dajmi słowo że cokolwiek ci powiem, przebaczysz mi ból sprawiony, przebaczysz mi iż szczęście twoje stawiam ponad wszystko na świecie. To nie jest tylko obowiązek sumienia, to obowiązek serca. Od dziecka kochałem cię, Idaljo!...
— A więc, w imię obowiązku i serca, w imię litości żądam prawdy, wyrzekłam, podając mu rękę.
— I przebaczysz mi? zapytał pochylając się nademną i patrząc mi w oczy dziwnym wzrokiem.
— Będziesz miał wdzięczność moję.
Milczał jeszcze chwilę, jakby zbierając myśli, jakby dając mi czas cofnięcia słów niebacznych. Byłam jakby skamieniała.
— Posłuchaj, wyrzekł, siadając przy mnie. Kiedy z ufnością dziecka, z szaleństwem niewiadomości oddałaś serce pierwszemu co po nie sięgnął, czy zapytałaś kto jest