Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z mojemi. Czemuż kochając się, nie możemy się wzajem zrozumieć? Kto mi wytłómaczy serce jego? Czy przyszłość? To słowo samo przeszłość jego przejmuje mnie zimnym dreszczem trwogi. Czem zapełniał on minione lata? Czy też mój obraz snuł się przed jego oczami w przeczuciach niewyraźnych, jak ja życie całe marzyłam o nim?
Czemu Herakliusz uśmiecha się tak niemiłosiernie, tak szyderczo, kiedy mówię mu o tem? Czemu Herakliusz tak często powtarza, iż miłość to tylko chwila burzy? Czy to prawda? Czy to być może? Czyż miłość taka jak moja przemija kiedy? Czy on mógłby mnie przestać kochać? Czy kochał już... Tę myśl wyczytałam wyraźnie w oczach Herakliusza. On kochał może już nieraz, a mnie dostaną się resztki jego serca, lub gorzej: zajmę je z kolei, będę jednym obrazkiem więcej w kaleidoskopie życia...
Nie, nie, to być nie może! Musiałabym nim pogardzić. Pogardzić!?... ale czy dla tego przestałabym kochać? Co to znaczy przestać kochać? Ja słowa tego nawet zrozumieć nie mogę. Widziałem umarłe ciała, nie widziałam umarłych uczuć, one wieczne być muszą, jak nieśmiertelny duch w którym powstają.
Serce moje tęskne, przelękłe, cofa się przed tym chaosem myśli. Gdzie ma znaleźć odpowiedź?
A gdybym zapytała jego... On nigdy nie mówił o przeszłości swojej, on mówił tylko że mnie kocha i mówić nie potrzebował, czytałam to bez słów w oczach jego, w drżeniu głosu. Po co mi pytać o więcej?
Przyjdzie jednak chwila, w której wszystkiego dowiedzieć się muszę, gdy związek nasz stanie się zupełnie nierozdzielny. Ta chwila przyjdzie, ale czemuż myśl o niej sama jest mi nieznośną? Odsuwam ją z drżeniem w przyszłość daleką, a przecież czuję, że jej uniknąć nie mogę. Jak określona czarem, muszę pełnić wolę jego; daremnie walczę i bronię się.