Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Z DZIENNIKA IDALII.

....Cierpię jak zawsze, jak zwykle, ale czemuż cierpię? Cierpienie było mi niejako nieodstępne od chwili gdy myśleć zaczęłam; nauczono mnie wierzyć, że to konieczny warunek ziemskiego życia, że świat ten jest padołem płaczu i że niewarto troskać się o nędze jego. A jednak, w dziwnej sprzeczności z tem zdaniem, wszyscy szukają szczęścia. Czemu ja sama przywyknąć nie mogę do tego co być ma nieodzownem, czemu buntuję się w duchu, jeśli inaczej być nie może? Czemu ta sprzeczność wieczna pomiędzy pojęciem a uczuciem? Jedno z nich fałszem być musi. A jednak ja zaznałam chwilę szczęścia choć znikomą, i myśl odwróciła się od niebieskiej ojczyzny, serce przestało utęskniać za zmarłemi, i pomimo bólów i męczarni, przylgnęło do ziemi, do ziemi którą gardzę. I zostałam rozłamana duchem, oddałam skarby serca człowiekowi, a jednak serce moje pozostało próżne i łaknące. Czego pragnę? czegoż mi zbrakło? czemu pomiędzy nim a mną niema harmonii? czemu cierpię, patrząc na jego dumne czoło, na usta nakazujące, na oczy płomienne, — cierpię i zrozumieć nie mogę ich blasku i kocham go gdy jest daleko, i lękam się jego wzroku, lękam się słów gwałtownych, i tęsknię kiedy go niema, i drżę kiedy jest przy mnie? Więc nawet miłość sama jednej chwili szczęścia dać nie może?...
A przecież ja wierzę iż on mnie kocha, choć miłość jego tak różną jest od mojej. W duchu jego zdają się być otchłanie niepojęte dla mnie, myśli jego nie spotykają się