Strona:Wacek i jego pies.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rzucał wtedy wszystko i na przełaj, przez puszczę pędził na pastwisko.
Zastawał zawsze kundla leżącego na niewysokim pagórku, porośniętym wrzosami.
Mikuś pilnie strzegł żywego dobytku gajowego.
I raptem coś się zmieniło.
Wacek spostrzegł teraz, że Mikuś nie tkwił już na swoim pagórku, skąd mógł widzieć całą okolicę.
Nieraz — musiał nawet szukać kundla.
Mikuś nie przybiegał natychmiast na wołanie chłopaka.
Wacek odnajdywał go na skraju polany.
Pies strzygł uszami i nadsłuchiwał uważnie.
Chwilami podwijał ogon niby z przestrachu, to znów, jak gdyby ucieszony merdał kitą.
Przestępował przy tym z nogi na nogę i prężył się cały.
Zdawało się, że chciał pędzić gdzieś.
Próżno Wacek wsłuchiwał się w głosy, dobiegające z puszczy.
Nic nadzwyczajnego, co mogłoby tak bardzo niepokoić psa, chłopak nie podchwytywał jednak.
Tym bardziej był zdziwiony i zatroskany zachowaniem się Mikusia.
Miał teraz nowy kłopot.
Zaczął się obawiać, że kundel źle pilnuje pastwiska.
Toteż musiał częściej zaglądać na polanę.
Tymczasem Mikuś miał też swoje kłopoty i troski. Nie mógł się pogodzić z myślą, że stara, ciągle stękająca Nora coś robi w puszczy, o czym on nie wie.