pójdzie na skargę do niemieckiej policji, to i kradną sobie, nie obawiając się kary.
— Gdyby jakiś złodziej zakradł się na naszą polanę, to mój Mikuś pokarałby go lepiej od niemieckiej policji! Ho-ho! Wióry, trociny i pierze posypałyby się z takiego! A hałasu narobiłby Mikuś takiego, że pan posłyszałby na drugim końcu puszczy! Znam swego pieska.
Uspokojony już gajowy, śmiejąc się wesoło poklepał chłopca po plecach.
Wacek miał ciągle dużo pracy w domu. Nawet coraz więcej, gdyż pani Wanda gorzej czuła się na zdrowiu. Osłabiona była na wiosnę bardziej i bolały ją nogi.
Wacek spostrzegł kilka razy, że chora kobieta, pozostawszy sama w pokoju, płacze.
Chłopak starał się więc być jej jak najbardziej we wszystkim pomocnym, uspokajał ją i pocieszał.
— Przyjdzie lato, nastaną upały i pani wyzdrowieje — mówił poważnym głosem, aby dodać jej nadziei.
Kilka razy dziennie musiał jednak przerywać pracę w gajówce i pędzić na polanę.
Choć ufał Mikusiowi, jednak czasem ogarniał go niepokój o konia, krowę i kozę .Rolskich.
— Co poradzi Mikuś, gdy przyjdzie nie jeden, lecz gromada bandytów? — świtała nieraz trwożna myśl w głowie Wacka.