Strona:Wacek i jego pies.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spokojny już o żonę, nie potrzebował po parę razy dziennie z rewiru powracać do domu, aby jej usłużyć i dopomóc.
Jednego tylko nie był pewny pan Piotr.
Obawiał się, że mały Wacek nie potrafi dopilnować konia, krowy i kozy, wypuszczonych na niedaleko od gajówki położoną, polanę z dobrą trawą.
Tą swoją troską podzielił się pewnego razu z żoną, nie zauważywszy Wacka. Chłopak siedział cichutko w kącie między piecem a oknem. Przyszywał właśnie guzik, który mu odleciał od bluzki.
Wacek posłyszał o obawie gajowego.
Podszedł do niego i poważnym zawsze głosem zaczął go uspokajać:
— Proszę się nie troskać! Na polanie przy koniu i krowie pozostawiam Mikusia. O, Mikuś za nic nikogo do nich nie dopuści!
Wacek wiedział co mówi, bo w dwa dni później, przyszedł do gajówki smolarz i zaczął się uskarżać, że nowy pies Rolskiego pogryzł jego krowę.
— Krowina zabrnęła na polanę, gdzie pasie się wasza łaciata, a ten kundel tak ją poszarpał, że teraz choruje — żalił się smolarz.
— Po co puszczacie krowę bez dozoru do państwowej puszczy? Wiecie, że jest to zakazane? — odpowiedział na jego utyskiwania pan Piotr i więcej o tym rozmawiać nie chciał.
— Krowa — to jedno — mówił potem do Wacka — ale co zrobi kundel, kiedy zły człowiek przyjdzie, żeby ukraść nam krowę, czy Siwka? Teraz złodziejstwo rozpanoszyło się na świecie, jak choroba. Nieuczciwi ludzie korzystają z tego, że nikt nie