Strona:Wacek i jego pies.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Siwikowej ścisnęło się serce.
Pomyślawszy chwilę, powiedziała:
— Niech-no Maciej ino wróci, to coś tam uradzimy.
Ceśka jednak upierała się jeszcze.
— Taki brzydki, zły kundel wszystkich w domu pogryzie! — wołała.
— Nie bój się go, Cesiu — uspokoił ją Wacek — i gwizdnął cicho.
Mikuś wysunął łeb spod stołu.
Chłopak wziął go za kark i podprowadził do dziewczynki.
— Widzisz, Mikusiu — pouczał go — to jest Cesia, dobra Cesia. Masz być dla niej zawsze grzeczny i ani warknij!
Siwikowa i Cesia ze zdumieniem przyglądały się kundelkowi.
Mikuś jak gdyby zrozumiał wszystko, bo otarł się łbem o kolano dziewczynki i dwa razy merdnął kitą.
— Mikuś! — nieśmiałym głosem zawołała do niego Cesia. — Mikuś — grzeczny, to dostanie kromkę chleba.
Podała mu kawałek czerstwego chleba. Piesek ostrożnie wziął go z jej rąk i ukrył się pod stołem.
Po chwili wszyscy posłyszeli trzask rozgryzanego chleba i sapanie zadowolonego Mikusia.
— Patrzcie-no, ludzie, jaki to mądrala! — nie mogła wyjść z podziwu Cesia.
Wacek uśmiechnął się radośnie.