Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pochyla się wiśnia nad otchłanią,
Wschodu słońca nęcą ją szkarłaty,
Lazurowe fale morza manią,
Wiatrów ciepłych wabią aromaty…
Płyną na dół wiśni łzy pachnące,
Chmurą białą płynie w przepaść kwiecie…
Lecz przepaści jej listeczki drżące
Nie zapełnią przenigdy na świecie…
________

O-Sici przestała dyszeć. Zdawało się jej, że płynie gdzieś z chmurą kwiatów po przestworzu… Ocucił ją kamyk skaczący po ścianie urwiska, widocznie strącony przez ukrytego widza. Ruchem bezwiednym zwróciła w tę stronę oczy. Za złomem granitu, oparty skronią o jego grań, stał Kę-dziro i patrzał na nią. Źrenice ich znowu skrzyżowały się z sobą i utonęły w sobie na króciuchną chwilę…
Dziewczyna odwróciła głowę.

Odtąd młodzieniec nieustannie krążył dokoła niej. Wciąż czuła jego cień w pobliżu i oczy jej spotykały wzrok jego cierpiący i pokorny, przeszywający i zarazem pieszczotliwy, niepokojący jak blask miesiąca, przedzierającego się w noc letnią poprzez kiście wistaryj, zwieszonych nad wodą…
Aż raz przez sen poczuła go koło siebie w ciemnościach portyku świątyni, pełnego śpiących pokotem pielgrzymów i pogorzelców.
— Słuchaj, przyjdź zaraz do gaju kamforo-